Po dłuższej przerwie spowodowanej ograniczeniami w podróżowaniu, kolejna wizyta na Sri Lance. Dostrzegam pogłębiający się kontrast między naszymi światami. Nie technologiczny, bo kraje azjatyckie już zdążyły wyprzedzić Stary Kontynent, ale w szeroko pojętym wymiarze ludzkim.
Mój naukowo-rekreacyjny wyjazd obfitował w wydarzenia, nowe doświadczenia, umiejętności, spotkania z ciekawymi ludźmi. Pierwsze dwa tygodnie przeznaczyłam na zbalansowanie ciała, umysłu i ducha. Ten wyjątkowy czas spędziłam w cudownym, spokojnym miejscu pośród zieleni, gdzie całymi dniami słychać było jedynie odgłosy natury: szum oceanu, szelest drzew i śpiew najróżniejszych gatunków ptaków.
Każdego dnia poddawałam się zabiegom panchakarma, mającym na celu oczyszczenie, regenerację, odnowę i redukcję paru nadprogramowych kilogramów. Znalazłam również czas, by przeprowadzić wywiady z lekarzami, do wykorzystania w kolejnych publikacjach. Dziś przedstawię niesamowitą historię jaka mi się przydarzyła.
Prawdziwa historia
Otóż na 10 dni przed planowanym powrotem doznałam silnego urazu w okolicach stopy, skutkującego dużym obrzękiem i ogromnym bólem uniemożlwiający chodzenie. Poza dotkliwym cierpieniem fizycznym w głowie kłębiły się myśli: czy w ogóle dam radę odbyć kilkunastogodzinną podróż powrotną? Objawy absolutnie na to nie wskazywały.
Moja przyjaciółka od razu zapytała, czy zamiast na prześwietlenie nie chciałabym pojechać do doktora G. Znam tego lekarza, więc nie miałam żadnych wątpliwości. Podczas mojego ostatniego pobytu sam zaproponował, że nauczy mnie metod, których ma w żadnych szkołach ajurwedy. Niestety niestety obostrzenia ostatnich lat pokrzyżowały plany.
Tym razem wróciłam jako pacjent, nie uczeń. Chociaż znałam jego dokonania, słyszałam o uleczeniach beznadziejnych przypadków, to czego doświadczyłam zakrawało na cud. Co innego jeśli słyszymy, nawet widzimy spektakularne efekty uleczeń u innych, inaczej jest kiedy doświadczamy ich na sobie.
Uzdrawianie i cuda
Wcześnie rano więc wyruszyliśmy do wioski w głębi dżungli oddalonej o 3 godziny jazdy samochodem. Do gabinetu ledwie się wturlałam, starając się nie opierać na stopie. W momencie jak Doktor G zajął się nogą byłam sparaliżowana strachem, szykowałam się na przeszywający ból, którego chyba bym nie zniosła.
Doktor delikatnie obmacywał miejsce urazu i całą stopę jakby diagnozując, a ja czekałam podświadomie „na ogień”. Ale nic takiego nie nastąpiło. Następnie zajął się drugą nogą, jako że obie są połączone poprzez mózg i system nerwowy. Wcierał olejki, po czym kazał mi się przejść normalnie, na obu stopach, bez kuśtykania, wyjść na zewnątrz, pochodzić po trawie. Pomyślałam, że to jakiś absurd!
Ale bardzo ostrożnie zaczęłam chodzić stawiając stopy równo z jednakowym naciskiem i z ogromnym zdziwieniem stwierdziłam, że nie czuję żadnego bólu. Przed gabinetem było wielu pacjentów, osoby z którymi przyjechałam, w tym jeden świadek z Polski, zaskoczony zmianą jaka nastąpiła w kilkanaście minut.
Gdy wróciłam do gabinetu doktor narysował na kartce staw skokowy zaznaczając miejsce skąd wypłynęła maź stawowa. Wytłumaczył, że ją „przesunął” na właściwe miejsce. Zrobił jeszcze jeden zabieg z olejkiem, który przedtem naenergetyzował. Przyrządził i zaaplikował maść, owinął bandażem oraz zalecił 2 dni odpoczynku.
Rekordowo krótka rekonwalescencja
Tylko dwa, potem – powiedział – mam chodzić, ruszać się! Tak też zrobiłam. Niewielki obrzęk, w porównaniu do tego przed zabiegiem, utrzymywał się jeszcze kilka dni. Ale nie było objawów bólowych i żadnych problemów z chodzeniem.
Tutaj wyjaśnię, że doktor G jest dyplomowanym lekarzem, lecz praktykuje zupełnie inny rodzaj medycyny. Nie jest to nawet lankijska ajurweda, która dosyć różni się od indyjskiej, w mojej opinii na duży plus, ale bardzo stary system uzdrawiania sprzed tysięcy lat przekazywany w tradycji z ojca na syna. W trakcie jak wyspa była kolonizowana najeźdźcy starali się ten prawdziwy kunszt leczenia wykorzenić. Zwłaszcza Anglicy, którzy przejęli tereny po Holendrach i Portugalczykach z ogromną determinacją chcieli ją wykorzenić.
Dziś kraj jest wolny, więc praktykują oficjalnie, ale została ich naprawdę garstka. Agresywnie narzucana medycyna zachodnia, jak wszędzie zawładnęła świadomością społeczną, zwłaszcza u młodego pokolenia. Więcej ciekawostek i okoliczności poznania doktora G można odsłuchać w moim nagraniu sprzed 4 lat:
Miałam również spotkania z innymi lekarzami, o szerokiej wiedzy, horyzontach, skuteczności, których niezmiennie cechuje pokora, skromność, cierpliwość, empatia i zrozumienie w stosunku do swoich pacjentów. Tutaj m.in. doskonale widać, wręcz czuć ten wymiar człowieczeństwa, który zupełnie zanika na Zachodzie. A przecież już samo podejście w dużym stopniu determinuje powodzenie terapii.
B. della Porta