Mity o polskiej żywności. Podobno polska żywność najzdrowsza w Europie…
Jak wykazało badanie TNS przeprowadzone w 2014 roku, Polacy nie chcą nienaturalności i sztuczności w swoim życiu. Szczególnie dotyczy to żywności . Aż 78% badanych uważa, że żywność jest tym obszarem ludzkiego życia, który powinien pozostawać naturalny i dlatego nie akceptuje nienaturalnej i przetworzonej żywności.
Nie powinno to budzić zdziwienia , gdyż naukowcy i lekarze są zgodni ze 80% chorób jest dieto zależna. Zresztą nie potrzeba wcale opinii naukowców, sama logika wskazuje, że organizm zbudowany z żywych komórek potrzebuje składników odżywczych i pokarmu, który stworzyła Matka Natura, a nie zakłady chemiczne i laboratoria żywności. Polacy chcą jeść naturalną zdrową żywność niestety, słowo „naturalny” to najbardziej nadużywane słowo w przemyśle spożywczym. Nadużywane dlatego, że bardzo często naturalne wcale nie znaczy naturalne.
W przeciętnym supermarkecie na półkach leży ponad 40 tysięcy różnych produktów spożywczych. Ale to bogactwo wyboru jest pozorne. Większość asortymentu jest wyprodukowana z tych samych składników. Według Larry’ego Johnsona, dyrektora ośrodka badań nad zbożami Uniwersytetu Stanowego w Iowa 90% przetworzonej żywności w supermarketach ma w składzie albo kukurydzę, albo soję. Do tego sól, cukier olej palmowy i cała gama środków chemicznych decydujących o tym, jak jedzenie smakuje, wygląda i jak długo zachowuje „świeżość”. Z kukurydzy produkowana jest mączka i – przede wszystkim – bogaty we fruktozę syrop, który odsprzedawany jest gigantom kontrolującym rynek przetwarzania żywności . Żeby było pysznie, czyli słodko, syropem kukurydzianym (jest tańszy od cukru) słodzi sięwszystko – ciasteczka i lody, ale też płatki śniadaniowe, pieczywo, a nawet wędliny, sosy w proszku, zupy w proszku, ziemniaki w proszku i hamburgery.
Mity o polskiej żywności kilka przykładów
Podstawa polskiego przemysłu piekarniczo-cukierniczego jest bezwartościowa rafinowana mąka, syrop glukozowo-fruktozowy , tłuszcze utwardzone i cała gama dodatków chemicznych.
Znana cukiernia Lukullus twierdzi, że to, co oferują nam cukiernicy, jest sztuczne i wręcz niejadalne. Firma skarży się, że jest zalewana przez „dystrybutorów ściemy”, czyli dostawców oferujących frużeliny, miksy, gotowe mieszanki i półprodukty. W apelu Lukullusa producenci żywności naturalnej wręcz nie istnieją na naszym rynku. – Nie pragniemy, by rynek podporządkował się temu, to niemożliwe – mówi przedstawiciel firmy. – Na Zachodzie jest wyraźny trend do powrotu do natury, do tego, co najlepsze. W zagranicznych branżowych czasopismach przedstawiane są receptury, którymi cukiernicy się wymieniają, tam najważniejszy jest produkt. U nas – niestety nie. W polskich pismach branżowych są głównie reklamy maszyn, polepszaczy, gotowych mieszanek. To świadczy o niedojrzałości rynku – dodaje.
Cały artykuł przeczytasz TUTAJOlej palmowy – brzmi naturalnie, nieszkodliwie, prawda?
Olej palmowy zawiera do 45 proc. niekorzystnych dla organizmu nasyconych kwasów tłuszczowych, sprzyjających otyłości, cukrzycy typu II
Przez lata producenci szukali niedrogiego zamiennika – odpowiednika dla tłuszczów trans. Na etykietach na liście składników nie znajdziemy wymienionego wprost sformułowania „tłuszcze trans”, ponieważ koncerny przeformułowały swoje listy składników tak, by etykiety brzmiały i wyglądały lepiej, a nie kojarzyły się ze szkodliwymi dla organizmu tłuszczami. W ten sposób tłuszcze nasycone na stałe zagościły w przepisach na słodkości, a te dzięki nim dłużej zachowują swój smak i konsystencję. Olej palmowy znajdziemy także w gotowych zupach, mrożonych rybkach panierowanych, gotowych frytkach, mleku w proszku.
Olej palmowy jest tani, łatwo dostępny, ma długi okres trwałości i można przechowywać go w temperaturze pokojowej – dlatego jest atrakcyjny dla firm spożywczych.
W jaki sposób dowiedzieć się, czy w produkcie jest olej palmowy? Najprościej – spojrzeć na listę składników. Jeśli m.in. na nim opiera się wyrób, składnik powinien być wymieniony. Czasem olej palmowy ukrywa się pod pojęciem „olej roślinny”, a także „tłuszcz roślinny” lub „tłuszcz roślinny utwardzany”.Oliwa z oliwek Extra Virgin
Na zlecenie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w 8 województwach pracownicy Inspekcji Handlowej zbadało rzekomo oliwne rarytasy – tzw. oliwę z oliwek. Wyniki są porażające.
Inspektorzy odkryli, że to, co miało być oliwą z oliwek było mieszanką oleju rzepakowego i słonecznikowego, a tylko dla dodania zielonkawego koloru była dodawana oliwa – i to z oliwkowych wytłoczyn.Cały artykuł przeczytasz TUTAJ
A jak naturalny jest „sok pomarańczowy 100% naturalny”
Najpierw maszyny przemysłowe wyciskają z pomarańczy sok do zbiornika. Potem wysysają z soku całe powietrze. Następnie pokrywają sok warstwą azotu w celu zakonserwowania. Tak zakonserwowany sok – zanim trafi do kartonika, a potem do konsumenta – może być przechowywany w zbiorniku rok, czasem dłużej.
No i wreszcie sprawa dodatków: do każdego soku z pomarańczy dodaje się polepszacze smaku i aromaty, aby smakował i pachniał tak, jak po sok z pomarańczy.
Już nie wspominając o procesie pasteryzacji, który zabija wszelkie enzymy – podstawę życia… i wydłuża okres trwałości. A niestety sok bez własnych enzymów karmi patogeny w jelitach.Zadowoleni są rolnicy, korporacje i konsumenci. To, że ci ostatni tyją i umierają, ale mało kogo to interesuje. Przetworzona, wysokokaloryczna żywność jest na półce w supermarkecie dużo tańsza niż świeże warzywa i owoce.
Zagrożenia zdrowotne, związane głównie z rozwojem cywilizacji i techniki, rośnie z zastraszającym tempie, a radykalna komercjalizacji wielu dziedzin życia nie pozwala na przedostawanie się do publicznej wiadomości wielu ważnych informacji, decydujących o samopoczuciu, zdrowiu, a nawet życiu ludzi…….chociaż czasami można znaleźć cos istotnego:
Czy jemy zdrowo, czyli mity o polskiej żywności
Polak razem z chlebem, wędlinami i nabiałem zjada w ciągu roku dwa kilogramy środków chemicznych, czyli trzy pudełka proszków do prania…
Producenci i handlowcy przyłapani na nielegalnym ulepszaniu wyrobów płacą zwykle kilkaset, góra kilka tysięcy złotych kary. Takie ryzyko można wliczyć w koszty produkcji, a interes i tak będzie opłacalny. Głównie dlatego, że polscy klienci szukają tanich produktów.
Z badań wynika, że 80 proc. Polaków przy zakupie żywności w pierwszej kolejności kieruje się ceną, bo są przekonani, że chronią ich wyśrubowane unijne normy, a krajowa żywność i tak bije na głowę zachodnie produkty. Niestety, polska żywność jest smaczna i zdrowa głównie w reklamach.
Mit 1. Polska żywność jest zdrowa i naturalna
Według utartej opinii największa przewaga rodzimej żywności nad jedzeniem z Wielkiej Brytanii czy Niemiec wynika z faktu, że polski rolnik jest zacofany, czyli gospodarzy na niewielkim skrawku ziemi i nie słyszał nigdy o nawozach sztucznych i opryskach. Tymczasem spośród prawie 2 mln polskich gospodarstw około 100 tys. większych (czyli co dwudzieste) dostarcza 80 proc. polskiej żywności. A te duże gospodarstwa stosują podobne metody hodowli i upraw co farmerzy z Zachodu, gdzie kurczak zamiast w pół roku dorasta na sterydach w półtora miesiąca, a na hektar ziemi rolnej sypie się 150 kg nawozów rocznie.Koncentracja postępuje też w przetwórstwie żywności. Pięć największych firm mleczarskich kontroluje 30 proc. rynku, a siedmiu największych przetwórców ryb – połowę rynku. Jeszcze bardziej skonsolidowane są rynki piwa, słodyczy czy mocnych alkoholi. I to właśnie duzi dostawcy, a nie małorolni chłopi, wykorzystujący do orki karmione owsem konie, zapełniają półki supermarketów. (Newsweek)
Mit 2. Naturalne znaczy apetyczne
Sprzedażą rządzi marketing. Dlatego „naturalny” w reklamach odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Klienci zapominają jednak, że nie wszystko, co naturalne, chcieliby zjeść. Joanna Wosińska z fundacji konsumenckiej Pro-Test, z którą robiliśmy zakupy w warszawskim markecie, szybko wyszukuje na półce taki produkt: jogurt Bakomy z serii Polskie Smaki. Pod wieczkiem obok mleka, cukru i wsadu truskawkowego kryją się barwniki jak najbardziej naturalne: betanina i koszenila. Pierwszy pochodzi z buraków ćwikłowych, a drugi z wysuszonych ciał i jaj mszyc, poza przemysłem spożywczym wykorzystywany m.in. w środkach do odstraszania mrówek. Ponadto w jogurcie jest naturalny zagęstnik: żelatyna wieprzowa. Te dodatki to standard w produkcji jogurtów, keczupów i soków. Nie są toksyczne, ale czy apetyczne? (Newsweek)Mit 3. Ładne i okazałe znaczy zdrowe
Kupujemy oczami i producenci nauczyli się to wykorzystywać. W sklepie nikt się nie zastanawia, dlaczego pomidory są wielkie jak melony, idealnie okrągłe, nieskazitelnie czerwone i nie są podobne do tych z domowego ogródka. Ten idealny wygląd uzyskują na plantacjach, gdzie uprawia się je w cztery tygodnie na podłożu z wełny mineralnej z wykorzystaniem nowoczesnych technologii farmaceutycznych – sterydów przyspieszających nabieranie masy (wody) i antybiotyków chroniących przed chorobami. Nie wyglądają, nie pachną ani nie smakują jak pomidor. Uważajmy też na pieczarki: idealnie białe mogły zostać wybielone roztworem chloru. Z grubsza można przyjąć, że im produkt większy i piękniejszy, tym ma więcej dodatków chemicznych i substancji konserwujących. Dlatego znajomy sadownik z okolic Tarczyna ma w sadzie jabłkowym wydzielone miejsce, gdzie uprawia owoce dla rodziny. – Nie są tak okazałe jak na handel, ale przynajmniej zdrowe – mówi. Nie zgadza się na ujawnienie nazwy firmy z obawy przed reakcją hurtowych klientów. (Newsweek)Mit 5 . Unijne normy chronią przed żywnością złej jakości
Jest odwrotnie. Przed wstąpieniem do Unii nasze normy żywnościowe były znacznie surowsze niż wspólnotowe. – Kiedyś mieliśmy inną filozofię i rzeczywistość – opowiada prof. Jan Ludwicki z Państwowego Zakładu Higieny. Jeśli dopuszczalna dawka konserwantu wynosiła od 10 do 50 jednostek, w Polsce zezwalano na 20, na Zachodzie na 50. – Szkoda, że po akcesji to my dostosowaliśmy się do unijnych standardów, a nie na odwrót – wzdycha prof. Ludwicki. W Unii nie ma na przykład przepisów regulujących jakość przetworów mięsnych, warzywnych, pieczywa i napojów bezalkoholowych. Można je faszerować konserwantami (E od 200 do 299), mimo że przynajmniej niektóre sprzyjają powstawaniu nowotworów. Z drugiej strony, wydłużają czas przydatności do spożycia i tym samym zapobiegają groźnym zatruciom. UE zmusiła polskich producentów do podniesienia standardów sanitarnych i bakteriologicznych. Nasza kiełbasa po wejściu do Unii jest więc bezpieczniejsza, ale bardziej naszprycowana chemią. (Newsweek)Mit 6 . Lepiej kupować żywność na bazarze lub w małym sklepiku niż w supermarkecie
Niestety, właściciele osiedlowych sklepików i bazarowych straganów oraz sieci handlowe mają tych samych dostawców. W Polsce działa prawie 30 regionalnych hurtowych rynków spożywczych. – Wozimy towar zarówno na giełdę w Broniszach, jak i do sieci handlowych – mówi wspomniany sadownik z okolic Tarczyna. Między jabłkami, malinami czy kapustą z miejskiego bazaru, osiedlowego sklepiku czy dyskontu nie ma więc większej różnicy. Tylko u sprzedawców, którzy przykładają wagę do tego, czym handlują, jest szansa na kupienie sprawdzonej, smacznej żywności. Najlepiej jednak jej szukać bezpośrednio u właścicieli małych gospodarstw rolnych, którzy sprzedają niewielkie nadwyżki z domowej produkcji ziemniaków, jabłek, jaj czy drobiu. (Newsweek)Mit 7 . Certyfikat gwarancją jakości
Znaczki jakościowe i certyfikaty są raczej elementem strategii marketingowej niż wyznacznikiem jakości. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych certyfikatów jest zielony znaczek eko. Łatwo go uzyskać, za to trudno stracić. – Każdy, kto zadeklaruje, że chce produkować żywność w sposób naturalny, bez używania środków chemicznych, może ubiegać się o certyfikat ekologiczny – mówi Urszula Sołtysiak, dyrektor jednostki certyfikującej Agro Bio Test. Jednak ekożywność nie jest każdorazowo badana przed wprowadzeniem do sprzedaży; podstawą przyznania certyfikatu jest dokumentacja producenta. Co więcej, instytucje certyfikujące wydają zgody na używanie w produkcji ekologicznej nasion konwencjonalnych, gdzie bez ograniczeń stosowane były pestycydy i nawozy sztuczne. Być może dlatego, jak dowodzą regularne badania niemieckiej Fundacji Warentest, żywność eko wcale nie wypada lepiej w testach na zawartość szkodliwych substancji i bakterii niż żywność konwencjonalna. (Newsweek)Mit 8. Tańsze nie znaczy gorsze
Rzadko. Jedną z historyjek, jakie swoim klientom wciskają sieci handlowe, jest ta o pochodzeniu niskich cen. Cenę soku, czekolady czy lodów można jakoby zbić o kilkadziesiąt procent, jeśli producent wstawi towar do supermarketu. Wówczas nie ponosi wydatków na reklamę i atrakcyjne opakowanie. Stąd polędwica sopocka za 15 zł czy keczup za 99 groszy.
Tymczasem to, co sieci handlowe sprzedają po atrakcyjnych cenach, producenci nazywają żywnością analogową, która tylko z wyglądu przypomina oryginały. Kilka lat temu w brytyjskiej sieci Sainsbury’s można było kupić za parę pensów jogurt, w którym nie było ani kropli mleka. Jogurty owocowe bez owoców i kiełbasa prawie bezmięsna już są w Polsce dostępne.W przemyśle wędliniarskim funkcjonuje pojęcie dodatniej i ujemnej wydajności. Masarnia produkująca wędliny według starych receptur z kilograma mięsa wyprodukuje 0,6-0,8 kg szynki albo polędwicy. To wydajność ujemna, która oznacza, że szynka w detalu musi kosztować przynajmniej o 20 proc. więcej niż koszt zakupu mięsa potrzebnego do produkcji, czyli ponad 30 zł. Jednak większość zakładów mięsnych stawia na wydajność dodatnią i z kilograma mięsa może wyprodukować nawet dwa kilogramy szynki albo pięć kilogramów parówek. W skrajnych sytuacjach producent analogu nie wędzi, tylko podsusza kiełbasę, a brązowy kolor nadaje barwnikiem w pomieszczeniu przypominającym lakiernię samochodową. Mieszance mięsnych odpadków i wody smak kiełbasy nadają aromaty, a atrakcyjny, różowawy kolor – fosforany, które można stosować prawie bez ograniczeń. Tak wyprodukowana kiełbasa analogowa kosztuje około 10 zł za kilogram.
Dlatego razem z wędlinami, chlebem i przetworzonymi warzywami czy słodyczami przeciętny Polak zjada co roku około 2 kg chemikaliów. To wagowy ekwiwalent trzech pudełek proszków do prania. Dlatego półki z najtańszą żywnością warto traktować jak dział chemiczny. Wbrew bowiem temu, co wciskają nam sieci handlowe i branża spożywcza, za produkt wysokiej wartości trzeba sporo zapłacić. Choć i tak nie zawsze wysoka cena jest gwarantem jakości. (Newsweek)
Mit 9. Etykietka prawdę ci powie
Producenci żywności mają obowiązek umieszczać na opakowaniach wykaz składników użytych do produkcji, w tym substancji często uczulających, jak jaja, gluten czy orzechy. Z raportu UOKiK z grudnia 2009 r. i nadzorowanej przez ten urząd Inspekcji Handlowej wynika, że mniej więcej na co piątym opakowaniu można znaleźć nieprawdziwe informacje. Jogurt opisany z jednej strony opakowania jako waniliowy, a z drugiej owocowy, albo twaróg chudy, który jednocześnie jest twarogiem półtłustym, jeszcze można przeboleć. Ale ordynarnego oszukiwania w wykazie składników już nie. Weźmy pod lupę masło. Zgodnie z polską normą powinno zawierać przynajmniej 82 proc. tłuszczu pochodzącego z mleka i zero tłuszczy roślinnych. Tymczasem, jak twierdzi UOKiK, firma Lakpol International sprzedawała masło z 53-proc. udziałem roślinnych tłuszczów w składzie. Lepsi byli mleczarze z Mleczgalu, którzy wtopili w tzw. masło aż 84 proc. składników roślinnych.Jeszcze większe pole do popisu mają producenci wędlin, którzy nie podlegają żadnym normom jakościowym, a jedynie sanitarnym. Mogą więc wypuszczać na rynek rozwodnione, barwione i sztucznie aromatyzowane produkty i sprzedawać jako polędwice, szynki albo kiełbasy suszone. Byle tylko poinformowali klientów o składzie. Rekordziści nie kryją się z tym, że ich wędliny składają się głównie z wody (do 80 proc. składu), inni ze wstydu zaniżają udział odpadów, którymi zagęszczają wyroby. Firma Stół Polski z Ciechanowca zapomniała poinformować klientów, że w jej salcesonie chłopskim można znaleźć szczecinę. (Newsweek)
Mit 10. Tradycyjne i drogie znaczy lepsze
Na górnych półkach z drogimi majonezami, jogurtami czy czekoladami nie brakuje towarów, które wprawdzie nieźle smakują, ale są produkowane na skalę przemysłową i jak wszystkie tego rodzaju produkty są efektem kompromisu między wyglądem, zapachem a długim terminem przydatności do spożycia. Ulubiony chwyt producentów żywności klasy premium to tradycyjne receptury. Ile w tych zabiegach prawdy, pokazała decyzja UOKiK z lipca tego roku w sprawie prestiżowej sieci Krakowski Kredens, która dostała 5,6 tys. zł kary. Firma reklamowała swoje wyroby jako produkty wytwarzane według receptur sprzed stu lat, podczas gdy w rzeczywistości metody produkcji były nowoczesne. Wędliny zawierały zagęszczacze, substancje wzmacniające smak i zapach, stabilizatory, przeciwutleniacze i regulator kwasowości. Inny przykład? Chleb staropolski – droższy od powszedniego o 40 proc. – jak wynika z opisu, nie różni się od niego nawet ziarenkiem. Jest za to opakowany w szary papier z uroczym, stylizowanym na tradycyjne logo piekarni. Jak się nie dać oszukać, które produkty wycenione na 300 czy 400 proc. powyżej średniej są warte ceny? Najlepiej próbować. Albo szukać domowych wyrobów nie w sklepach, tylko na wsiach. Na forum internetowym rolnik spod Kielc rzucał gromami, komentując artykuł o ziemniakach eko po 5 zł za kilogram. – Nie stosuję żadnych chemikaliów, ale sprzedaję po 75 gr za kilogram – pisał. Joanna Wosińska z fundacji konsumenckiej Pro-Test zwraca uwagę, że w Polsce produkty ekologiczne są kilkakrotnie droższe od zwykłych, natomiast w Niemczech tylko o kilkadziesiąt procent. Kupując towary eko czasami jesteśmy podwójnie naciągani – i na jakości, i na cenie.Cały artykuł przeczytasz TUTAJ